Zapraszam również do:

wtorek, 28 grudnia 2010

Kościelna polityka

Do napisania tego postu skłoniła mnie pewna sytuacja. Otóż jeszcze przed Świętami spotkałem się z przyjaciółką, która na wolne dni przyjechała z drugiego końca Polski. Z tej racji, że mieszka kawał drogi ode mnie widzimy się tylko w Święta i wakacje. Podczas spotkania opowiedziała mi o tym, że nie dostała rozgrzeszenia od księdza, który ją spowiadał. Zaciekawiony spytałem dlaczego tak się stało, czy wydarzyło się coś poważnego? 
Koleżanka (pełnoletnia) od chwili, gdy skończyła studia postanowiła zamieszkać z chłopakiem u jego rodziców, by zaoszczędzić nieco pieniędzy (jest na etapie poszukiwania pracy) na wspólną przyszłość. Oboje są również na etapie kończenia pokoju na poddaszu a za około pół roku zamierzają wziąć ślub. i zamieszkać właśnie na piętrze. Chłopak z kolei pomaga mamie w gospodarstwie a w wolnych chwilach - wspólnie z narzeczoną - krok po kroku "składają" pokój do kupy. Mówiąc krótko do zamieszkania razem zmusiło młodych życie, co jest w tym przypadku proste i logiczne. Wróćmy jednak do spowiedzi. 
Koleżanka w kościele spędziła swoje lata młodości służąc a to w scholi, czy oazie, bądź też w innych uroczystościach. Ksiądz spowiednik i proboszcz parafii podczas spowiedzi zapytał jej gdzie się podziewa a słysząc, że dość daleko od domu i mieszka u przyszłego narzeczonego stwierdził, że nie może udzielić rozgrzeszenia właśnie dlatego, że "przed ślubem zamieszkała z chłopakiem a jak wiadomo nie są małżeństwem, śpią razem i wszystko jeszcze zdarzyć się może". Nie pomogły tłumaczenia, że za wynajem stancji płaci się dość sporo a na budowę domu potrzebny każdy grosz. Nie ma ślubu - nie ma rozgrzeszenia. Koleżanka odeszła od konfesjonału i z niesmakiem oraz tysiącami myśli dotrwała do końca Mszy świętej a podczas Świąt nie przystąpiła - zgodnie z wolą księdza - do spowiedzi.
Gdy opowiadała mi o tym czułem, że rosną we mnie emocje i kłębią się tysiące pytań, które wypadałoby zadać nie tylko spowiadającemu przyjaciółkę księdzu. Czy to, że mieszka z chłopakiem, ze swoim narzeczonym, są dorośli i nawet śpią razem dyskwalifikuje ich od przystąpienia do Komunii Świętej? Skoro tak, to czy jej "cudzołóstwo" jest gorszym przewinieniem od cudzołóstwa wśród księży, biskupów, arcybiskupów...? Zrozumieć można, co i tak już dyskwalifikuje duchownego, że ksiądz też człowiek i skoro poznał kobietę, zakochał się, niech złoży sutannę i odejdzie z godnością i zajmie się wychowywaniem swoich dzieci. Ale nie - pieniądze są ważniejsze, zarobki za godzinę pracy księdza (ślub) sięgają zarobków miesięcznych przeciętnego człowieka, więc wszystko jasne. 
Ale pytam dalej - skoro jej grzech nie pozwala przystąpić do Komunii Świętej co powiedzieć o pedofilii, o której przecież się mówi (choć niekoniecznie w kościele) a księża, którzy zostali "rozpracowani" przenoszeni są z miejsca na miejsce by uniknąć "rozgłosu". Nic to jednak nie pomaga, bo choroba jest chorobą a nowe otoczenie sprzyja "rozwijaniu się wirusa". Koleżanka nie dostała rozgrzeszenia, nie przystąpiła do Komunii a księżą pedofile nie dość, że Komunię przyjmują, to jeszcze odprawiają Msze święte, głoszą pokorne, pełne miłości kazania, przestrzegają przed grzechem, w końcu spowiadają i awansują coraz wyżej w hierarchii kościelnej. 
Tych i podobnych przykładów można wymieniać wiele. Nazwisk również, ale nie o to chodzi. Chodzi tylko o sam fakt, że są gorsi i lepsi, zwykli bliźni i ci chronieni przez urząd, ci, co drzazgę w oczach innych widzą, a belki w swoim oku niestety nie... Szczęść Boże i Bóg zapłać za komentarze.

sobota, 25 grudnia 2010

WESOŁYCH ŚWIĄT

Z racji Świąt Bożego Narodzenia składam wszystkim najszczersze życzenia zdrowia, pogody ducha, ciepła rodzinnego i wielu miłych i niezapomnianych chwil w 2011 roku. Aby wszelkie smutki pokonać uśmiechem i cieszyć się najmniejszym szczęściem.

wtorek, 23 listopada 2010

Początek końca

Stało się, żeby nie powiedzieć "wykrakałem" - PiS kurczy się, coraz go mniej a mi i nie tylko mi chyba przybywa nadziei, że wreszcie - jak już się skurczy na dobre - skończy się również nieustanne ujadanie i prowokacja do wojny w Sejmie. Kaczyński coraz bardziej poddenerwowany, choć robi wszystko, by te ślady zatrzeć. Elita jego partii, która niedawno była "całowana" podczas ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich stworzyła dziś nowy klub w sejmie i jak śmiem twierdzić niedługo będzie już w konkretnej opozycji do swojego byłego już "wodza". Zapowiada się więc rychły upadek PiSu a wcześniej dzień sądu nad nim, nad jego działaczami, którzy ciągle wytykali błędy innych nie widząc swoich i "szefa wszystkich szefów" Kaczyńskiego, co to wielkim krokiem zmierza ku upadkowi i upodleniu, bo ślad po nim zaginie i kiedyś wspomną tylko jego brata a o Jarku młodsze pokolenia dowiedzą się tylko z filmu. Sam sobie jest winien, sam rozpętał wojnę, za którą - jak uczy nas historia - to agresor poniesie konsekwencje. Błaszczak zapewne odejdzie z polityki, bo nie wyobrażam sobie, że ktoś będzie chciał przyjąć do swoich szeregów kogoś, kto zakrawa na klauna i marionetkę w rękach Kaczyńskiego. Jeszcze do niedawna tę rolę pełniła Jakubiak, dziś dumna, że w końcu udało jej się uciec od "sideł szatańskich". Powiem jej "na zdrowie" i mam nadzieję, że w końcu przejrzy na oczy ona i inni z nowego klubu, bo przecież byli najbliżej i widzieli najwięcej wykonując rozkazy wodza. Oby zaczęli myśleć nie o tym, co powie Kaczyński, lecz o tym, co myślą i czego chcą normalni, rozsądni, zwykli  podatnicy.

sobota, 20 listopada 2010

Przepraszam za nieobecność!

Wszystkich, którzy przeglądają wpisy na moim blogu (w szczególności Patryka O.:)) serdecznie przepraszam za chwilowy przestój. Spowodowany on jest nawałem pracy związanej z projektem - firmą Musculator.pl. Powstał więc portal, teraz powstają również teksty a samo pisanie, publikowanie artykułów oraz reklama zajmują sporo czasu. Dlatego serdecznie Was przepraszam i obiecuję, że wkrótce poczytacie o moich najnowszych przemyśleniach dotyczących nie tylko wyborów samorządowych. ;)

Zapraszam również na stronę Musculator.pl - Sekrety Mistrzów z Polski, na której dowiecie się jak i co jeść, jak spędzać wolny czas żeby wyglądać i czuć się zdrowo! Serdecznie zapraszam i do usłyszenia już niebawem!

sobota, 23 października 2010

Jak grzyby po deszczu

Kto by pomyślał, że z końcem października zaczną wychodzić borowiki? Chyba nikt, bo nikt też nie zdołał przewidzieć tego, co stało się w Łodzi, czyli zabójstwa polityka PiS. To niewątpliwie wielka tragedia, lecz nie mniej wielką jest zachowanie działaczy mojej "ukochanej" partii politycznej. Otóż niektórzy jej członkowie wydają się być przerażeni i poprosili o ochronę wspomnianych "borowików", czyli ludzi z Biura Ochrony Rządu. Za niedługi czas w Sejmie będzie więcej BORowików, niż PiSowców. Strach pomyśleć o czym myślą już posłowie PiSu w swej mądrośi, do której już zresztą przywykliśmy. Prawdopodobnie pojawią się wnioski, żeby Sejm rozbudować, lub dobudować foteli dla ochrony, bo przecież "pod latarnią najciemniej" i również podczas głosowania może wybuchnąć jakiś ładunek z pozostawionej wcześniej przez zamachowca paczki... Dodatkowe, rządowe, opancerzone BMW dla partii Kaczyńskiego wydaje się być w pełni uzasadnione. Ja poszedłbym jednak o krok dalej i zamówił Rosomaki, by posłowie mogli spać spokojnie. 
Taki koniec wojny Polsko - Polskiej, o którym podczas niedawnej kampanii prezydenckiej mówił Kaczyński rychło nastanie. Dysponując tak wielką siłą ognia, której niedługo doświadczymy nie może być innego wyjścia. Prezes PiS szybko wskoczy na fotel Prezydenta i będzie panował nam miłościwie przez długie lata. Dobrze, że nie ma potomka (jak np. wódz Korei Płn.), bo byłoby "pozamiatane" na długie dziesięciolecia...
A teraz na poważnie. Słyszę codziennie nowe pomysły Jarosława Kaczyńskiego i, jak już wcześniej pisałem, wstydzę się, że jestem Polakiem. Jego wypowiedzi nie są już śmieszne, lecz tragiczne i wołające o jakąś pomoc dla ich twórcy. Nigdy nie lubiłem często skandalicznych i rzucanych bez ogródek wypowiedzi Niesiołowskiego, ale teraz widzę, że ma on 100% rację. Bo jak można żądać od Prezydenta RP tego i tamtego? Jak można stawiać warunki Głowie Państwa Polskiego? Wstyd i hańba! Widać na każdym kroku, że Kaczyński kłamał w żywe oczy wyrażając skruchę po tragedii lotniczej. Fakt - podobno był wtedy pod działaniem silnych leków uspokajających i jak można było się spodziewać powrócił do ogólnie znanej polityki nienawiści. Zupełnie niezrozumiałe podejście i "bombardowanie" wszystkiego, co się rusza i nie pochodzi od PiS. Taka to polityka "szefa wszystkich szefów", za którym chyba ślepo, bądź pod podobnym działaniem jakichś "dopalaczy" idą inni liderzy i szefowie partii nad partiami (czyt. PiS). 
Oglądając i czytając codzienną prasę czekam na to, że ktoś życzliwy Jarosławowi Kaczyńskiemu podpowie, że czas się wycofać, czas odpocząć w jakimś ciepłym i z dala od życia codziennego sanatorium. Czas znaleźć spokojne hobby, wziąć koszyk, iść na grzyby i porozmawiać sobie z "matką naturą" i już nie o polityce. Tego Panu Kaczyńskiemu życzę. Oby tylko w lesie nie natknął się na borowika. Wówczas nie daj Boże mogło by się powtórzyć...

wtorek, 5 października 2010

"I stworzył Bóg człowieka na swoje podobieństwo..."

Edwards zgarnął nagrodę Nobla za prace nad zapłodnieniem in vitro a ktoś, kto całe życie pracuje na rzecz adopcji dzieci nie dostał nawet bukietu kwiatów. W takim oto kierunku idzie ludzkość. W końcu los dzieci w sierocińcach i domach dziecka przestanie nas obchodzić. W końcu matki, którym swoje własne dziecko „się nie spodoba” będą decydowały się na in vitro, czyli dziecko z probówki „best of the best”.
Dlaczego świat nie zajmie się pierwej problemem żyjących już dzieci a idzie w kierunku nauki? To dowód na to, że człowiek jest mniej ważny od probówek i laboratoriów, w których sztucznie powołuje się istoty do życia.
Szczerze tego nie rozumiem i żałuję coraz bardziej, że jestem człowiekiem, który to człowiek – zgadzając się na in vitro -  „morduje” już żyjące dzieci, bo jak inaczej nazwać całkowite zobojętnienie na domy dziecka? Wolimy wyhodować sobie zdrowy i silny okaz z próbówki a żyjącymi niech martwią się inni. Za taką postawę należy się Nobel, bez wątpienia. Tylko dziwi mnie to, że owej nagrody nie przyznano naukowcom z obozów koncentracyjnych za np. wynalezienie taniego, dobrego, szarego mydła? Czy te dwie sprawy aż tak bardzo różnią się od siebie? Ktoś powie, że tak, bo przecież in vitro powołuje do życia a w obozach mordowano. No nie do końca powiedzą dzieci żyjące bez rodziców...W końcu taki los może spotkać dzieci niechciane, których przecież będzie coraz więcej. A nikt nie twierdzi, że „dzieci z probówek” będą kochane całe życie przez swoich „rodziców” i nie spotka ich los dzieci z domów dziecka...

niedziela, 3 października 2010

Wrócili z honorem


Nasi siatkarze, po odpadnięciu z turnieju Mistrzostw Świata we Włoszech, wrócili do domu ze spuszczonymi głowami. Przegrana zawsze boli tym bardziej, że styl gry biało-czerwonych pozostawiał wiele do życzenia. Nie chcę pisać jednak o postawie naszych reprezentantów na boisku, lecz o tym, że pomimo słabej gry i odpadnięciu z imprezy odnieśli sukces.
Stało się tak za sprawą niezrozumiałych dla wielu reguł, jakimi rządzą się Mistrzostwa Świata we Włoszech. Mówiąc w skrócie – czasem trzeba przegrać (czytaj” podłożyć się słabszemu rywalowi), żeby w następnej fazie rozgrywek trafić na mniej wymagającego przeciwnika. Mówiąc inaczej: należy oszukać, by wygrać. Tak haniebnie zachowali się Chorwaci oraz aktualni mistrzowie świata Brazylijczycy, którzy 0:3 przegrali z przeciętnie wyglądającą Bułgarią. Rodzi się pytanie: czy takiej postawy oczekujemy od sportowców jako kibice? Czy takie postawy powinni promować reprezentanci danego narodu? Czy wreszcie tak wielka impreza jak mistrzostwa świata powinna promować kłamstwo, kolesiostwo i układziki, czyli rób co konieczne, aby wygrać?
Ktoś powiedział kiedyś, że „na układy nie ma rady”. Dzięki Bogu zauważyli to kibice, którzy podczas meczu Brazylia – Bułgaria odwrócili się tyłem do zawodników krzycząc „błazny”. W końcu jednak cała farsa się skończy i błazny będą gryźć w zębach medale uważając siebie za mistrzów świata. Mistrzostwo świata w kantowaniu mają zapewnione i to wydarzenie zapisze się haniebnych w kartach historii. Prawdziwymi mistrzami są jednak ci, którzy grali na 100% aby dać z siebie wszystko. Nie po to by wygrać, lecz po to, by na boisku zostawić serce! To jest prawdziwe zwycięstwo! Tak zachowali się Polacy, bo takie zasady wpajali im rodzice, nauczyciele, trenerzy. I dlatego to im należy się brawo nie za umiejętności na boisku, które czasem mogą okazać się niewystarczające, lecz za serce, prawdę i czystość w sporcie! 
Za to Wam, drodzy Reprezentanci serdecznie dziękuję, bo pokazaliście ludziom, którzy w Was wierzyli co to jest prawda, szczerość i postawa fair-play. Z Was powinno się brać przykład a nie z klaunów, którzy w turnieju pozostali. I wreszcie to Wasze zwycięstwo pozostanie w pamięci prawdziwych kibiców i Waszej, co doda Wam tylko sił w drodze po następne, prawdziwe sukcesy.

środa, 29 września 2010

"Miotły w dłoń i na krzyż!", czyli słów kilka o "lewej" polityce


Zawsze, gdy widzę w telewizji postać Joanny Senyszyn, przypomina mi się obraz czarownicy zapamiętany jeszcze w dzieciństwie. I nie dlatego, że posłanka być może przypomina ją wyglądem – chodzi bardziej o przekonania i poglądy, jakie wspomniana wyżej głosi.
Nie słyszałem wywiadu, czy choćby krótkiej wypowiedzi, w której zabrakłoby wzmianki o klerze. A to że kradną, innym razem molestują i najlepiej pozbyć się ich z życia publicznego, zakazać nauczania religii w szkołach, krzyże pozdejmować a najlepiej spalić. Księży pozamykać, bo na stos dziś nie wypada...
Takie poglądy to w dzisiejszym świecie życie codzienne, natomiast w przypadku tej pani to już chyba obsesja. Co komu przeszkadza krzyż, który wisi sobie od niepamiętnych czasów w klasie? Raptem zaczął ciążyć temu, czy owemu? Wyszli z cienia politycy lewicy żądając usunięcia tegoż symbolu religijnego. Wielcy przeciwnicy krzyża z obrączkami na rękach... Cóż mają do tego prawo. Z drugiej jednak strony znajdzie się nie mniejsza wcale rzesza osób, która tegoż krzyża zacznie bronić, bo wg nich na ten przykład krzyż na ścianie być powinien a bo nikomu nie ciąży, nikt o niego się nie potyka i nawet nie straszny swoim wyglądem - od tak sobie wisi jak wisiał przez lata. I co wtedy? Następna wojna o krzyż?
Niech mi pani poseł łaskawie wytłumaczy czemu służyć ma ta agresja i co złego jest w symbolu krzyża? I to, że jest ateistką niczego nie usprawiedliwia. Ateista – człowiek, który nie wierzy w nic – tym bardziej powinien być obojętny, bo przecież co mu do tego? Skoro nie uznaje to nie uznaje i tyle. Czy będzie wisiał krzyż, czy gwiazda Dawida wszystko jedno – jednego i drugiego raczej nie uzna za świętość. 
Polska jest krajem katolickim od 966 roku. Krzyż obecny jest w życiu publicznym od wiek wieków i śmieszne poglądy pani Senyszyn a raczej śmieszna ich manifestacja niczego nie zmienią. Utwierdzą tylko nie jedną osobę w przekonaniu, że dziś – wzorem mrocznego okresu średniowiecza – również mamy do czynienia z czarownicami, które czarują nas, zwykłych, prostych ludzi, którym wiszący na ścianie krzyż w niczym nigdy nie przeszkadzał. A skoro niektórym symbol ów przeszkadza może powinna rozpocząć się debata nad powieszeniem tuż obok małej miotły? Wówczas obie strony będą zadowolone.

poniedziałek, 27 września 2010

A Kaczyński po swojemu...

Jarosław Kaczyński (źródło: Internet)
Zniknął krzyż, czyli główny powód do wojny „polsko – polskiej”. Należy więc poszukać czegoś nowego, co da się wykorzystać przeciw znienawidzonemu wrogowi. Nie da się żyć z poczuciem przegranej w wyborach prezydenckich. To dlatego znów lider PiS powrócił do dawnej ofensywy i atakowania kogo się da.
Jak słucham wywiadów Jarosława Kaczyńskiego to aż nie chcę wierzyć, że takie bzdury mogą przyjść do głowy osobie medialnej, która mogła być prezydentem. Dzięki Bogu tak się nie stało, co nie zmienia faktu, że wygórowane ambicje poszły w kąt. Krzyża już nie ma, więc trzeba wziąć się za coś nowego. Tym razem padło na prezydenta, któremu lider PiS oczywiście „ręki nie poda”. Dlaczego? A to chyba wie tylko on sam. I krew mnie zalewa, gdy słyszę ludzi z jego otoczenia płaszczących się przed swym „guru”. A najgorsze jest to, że sami nie widzą tego co czynią, za to widzą opozycję, która – wg nich – jest uwiązana na smyczy niczym pies Tuska. A jeśli nawet tak jest, to przynajmniej ten pies wyje z sensem, czego nie można powiedzieć o pisowcach.
Beznadzieja wypowiedzi polityków związanych z partią Kaczyńskiego dawno sięgnęła już dna. A może lider kazał im wołać jednym głosem tym, którego zdążył już wszystkich nauczyć? Śmiać się chce z ludzi, którzy nadal nie mogą pogodzić się z przegraną. Wielki detektyw Macierewicz, który miał pokazać światu jak bardzo PO myli się co do katastrofy również przycichł, więc teraz należy stworzyć organ śledczy, który ustali, czy w Polsce widziano UFO lub czy wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Oczywiście w skład takiego weszliby przedstawiciele jedynie słusznej partii – PiS.
Po wściekłości ogarnia mnie żal. Żal dla człowieka poczciwego, który kolejny raz pokazał, że stary człowiek a może. Pozostaje czekać, aż na niebie ukaże się nowa gwiazda, która przyniesie jedną konkretną zmianę – zmianę lidera, byśmy – jako Polacy – przestali wstydzić się i wciąż przepraszać świat za Kaczyńskiego. Chociaż, jak to się zwykło powtarzać „nadzieja matką głupich...”

poniedziałek, 20 września 2010

"Znamy się tylko z widzenia..."

Początki „Naszej klasy” były mniej więcej takie: dla części z nas był to doskonały sposób na odnalezienie znajomych z wczesnych lat szkolnych, którzy z czasem rozjechali się po świecie zmieniając często adresy, numery telefonów, nazwiska... Cała reszta społeczeństwa odebrała powstanie owego portalu jako kolejny społecznościowy twór niczym nie różniący się od innych.
Dziś z dawnego portalu nie pozostało nic. Przynależność do szkół i klas schodzi na plan dalszy a liczy się tylko ilość znajomych i zdjęć w galerii – im więcej, tym lepiej. Powstają tzw. „konta fikcyjne” typu „Myszka Miki”, „Miłośnicy zegarków na rękę” i wiele innych dennych, tak dennych jak denne jest społeczeństwo, które je wymyśla i toleruje zapraszając „do znajomych”. Liczy się liczba - im większa, tym lepiej.
Czemu to ma służyć? Inny przykład, bo oto sam – jako użytkownik wciąż mający nadzieję na powrót do korzeni – dostaję zaproszenie od osoby, która chętnie widziałaby mnie wśród swoich znajomych. Nazwisko nic mi nie mówi. Wchodzę na profil i widzę chłopaka, którego od lat mijam ulicą, a z którym w życiu nie zamieniłem ani słowa. Pytam się go (piszę) czy my się rzeczywiście znamy? Odpowiedź: a no pewnie, że się znamy – „znam cię z widzenia”.
Może jestem staroświecki a może nastały takie właśnie „bratnie czasy”, w których przypadkowych przechodniów pozdrawia się już jak w USA „hello”, z tym, że bardziej swojsko i młodzieżowo, czyli „siema”, którego skądinąd na ulicach pełno? Raczej nie, bo przecież dałoby się ten stan odczuć. Jaki więc sens w „posiadaniu” w znajomych na „nk”, których obojętnie mijamy ulicą? Przykład z innej beczki. Od kilku lat w szkole średniej, w której pracuję stykam się (nie tylko ja zresztą) z brakiem kultury ze strony uczniów, od których nie usłyszy się już zwykłego „dzień dobry”. Idący ulicą uczniowie zdają się nie poznawać nie tylko belfrów, z którymi zwykle mają zajęcia. Patrzą się z głupim uśmieszkiem jakby czekali na pierwsze „dzień dobry” od swojego nauczyciela. Pytanie: czy tak właśnie zachowuje się „znajomy”- użytkownik portalu, o którym mowa?
Znajomy to osoba, którą znamy, z którą zamienimy „dwa słowa”, którą pozdrawiamy na ulicy zależnie od wieku, stopnia pokrewieństwa, itd. Tłumacząc to niektórym dociekliwym na „nk” odnoszę wrażenie, że raczej nie dociera i wciąż mnożą się łańcuszki dziwnych anonimowych „znajomych”.
Kończąc chciałbym poruszyć jeszcze kwestię galerii, w której coraz więcej młodych dziewcząt gromadzi zdjęcia wykonane z góry, pod jakimś kątem, które mają wyeksponować „to, czym kobieta oddycha”. No i zaczyna się gonitwa o to, która pokaże więcej. Pewnie ta, którą stać na „ekstra ciuszki” odkrywające więcej niż powinny. I aż się prosi o komentarz i radę za razem – czy nie lepiej po prostu, przepraszam za wyrażenie – wywalić wszystko na wierzch i nie zawracać sobie głowy a to zbyt małym dekoltem, czy zbyt małym kątem, pod którym ustawiono aparat? Bo przecież o to właśnie chodzi, by płeć przeciwna skomentowała jaka to jesteś ładna, jakie piękne „co nieco”, itd. Ładna może i tak a przy tym pusta jak i cała reszta, którą serwują nam nowi właściciele portalu.
W obliczu tejże tragedii, jaką jest „NK - miejsce spotkań”, pozostaje mieć nadzieję na to, że kiedyś powróci to, od czego się zaczęło a znajomi z dawnych, szkolnych lat będą „zawsze pod ręką”.

wtorek, 14 września 2010

Strzelać, nie strzelać? Oto jest pytanie...

Ponownie o służbach mundurowych, czyli kilka refleksji na temat użycia środków przymusu bezpośredniego przez policjantów w Polsce. Dziś, jak podaje Onet.pl, w Wielkopolsce doszło do użycia broni przez policjanta, który próbował zatrzymać uciekającego (i poszukiwanego listem gończym) przestępcę.  Oczywiście wielkie „halo”, bo policjant użył broni. Fakt, zanim jej użyje, w myśl obowiązujących przepisów powinien łaskawie poprosić bandytę, by ten grzecznie poddał się prawu. Mało tego – jeśli poprosi pana w mało grzeczny sposób, czyli np. podniesie głos, również może liczyć się z tym, że trafi do sądu, bo przecież krzyknął zbyt głośno, czy użył niewłaściwych i uwłaczających godności słów. Tak czy siak stoi na pozycji przegranej, lecz do tego powinien się już przyzwyczaić. Bo przecież nikt mu nie kazał zostać policjantem...
"Dzień dobry. Dokumenty do kontroli"
Ręce opadają! Po co w ogóle policjantowi broń? Po co gaz, pałka i kajdanki, skoro ich użycie grozi poważnymi konsekwencjami? Dziś czarne charaktery grasują po ulicach a policjant zastanawia się jak postąpić, by nie być sądzonym. W końcu i tak dochodzi do tego, że obojętnie co by zrobił to i tak postąpi źle. A jeśli będzie myślał zbyt długo... wiadomo. Paranoja!
Według niektórych policjant w Polsce powinien mieć takie prawa, jak jego kolega za oceanem, przynajmniej w niektórych stanach. Tu chciałbym przytoczyć historyjkę, którą kiedyś opowiedział mi pewien znajomy. Otóż kilka lat temu miała miejsce dość głośna sprawa. Co ciekawe najgłośniej było nie za wielką wodą, lecz tu - w Polsce. Chodziło mniej więcej o to, że policjant w jednym z amerykańskich stanów zatrzymał do kontroli samochód. Tamtejsze prawo mówiło o tym, że w takim wypadku kierowca powinien trzymać ręce na kierownicy (w widocznym miejscu) i nie wykonywać żadnych energicznych ruchów, gdyż może to zostać odebrane za zachowanie zagrażające życiu policjanta. Zatrzymany kierowca, jak dowiedziałem się z relacji kolegi, zbyt energicznie sięgnął do marynarki po dokumenty, za co został zastrzelony. Ów „strażnik Teksasu” zeznał wtedy, że poczuł się zagrożony i użył broni w samoobronie. Sprawę zamknięto a w Polsce ponownie zaczęto na ten temat dyskutować.
Otóż moje stanowisko w tej sprawie jest jasne – policjant w Polsce powinien mieć dokładnie takie same prawa, co ten z przytoczonej opowieści, a co za tym idzie należałoby skończyć z kolesiostwem, znajomościami i do służby w Policji przyjmować jedynie tych, którzy po prostu się do tego nadają.
Jest kontrola, ktoś ucieka. Znaczy ma coś na sumieniu. Należy takiego zatrzymać wszelkimi możliwymi sposobami, które nie zagrożą życiu bądź zdrowiu osób trzecich. Czyli jeśli sprawca (bądź podejrzany) ucieka samochodem należałoby, wzorem amerykańskich „westernów”, strzelić w opony lub poświęcić radiowóz i zajechać takiemu drogę. Sceptycy oczywiście spytają: a co, gdy taka sytuacja będzie miała miejsce w miejscu publicznym, powiedzmy w centrum miasta, gdzie gromadzą się tłumy przechodniów? A no odpowiedź prosta – zatrzymać czym prędzej, nim uciekinier wjedzie w nic nie podejrzewający tłum śpieszący do pracy. A należałoby zareagować nie w chwili, gdy tamten na liczniku ma 180km/h, ale już w chwili, gdy przekręci kluczyk w stacyjce.
Przykład następny sprzed kilku lat – pogoń za rabusiami przez całą Polskę (jeśli mnie pamięć nie myli uciekali po napadzie na stację benzynową lub kantor). A no uciekali zdrowo -  od wschodniej granicy kraju, przez Polskę centralną i zachodnią. Pół dnia sobie jechali i zwiedzali i co z tego, że goniła ich Policja, skoro nic nie mogą im zrobić? Skończyło się dopiero wtedy, gdy sprawą zajęły się służby niemieckie. Plus z tego taki, że o Polsce znowu głośno na świecie...
Policja w Polsce jest policją tylko z nazwy. Gdy wzywasz ją, bo akurat za ścianą mąż goni żonę wykrzykując to i owo, policja przyjedzie za pół godziny, poświeci latarką po oknach, wejdzie na piętro (albo i nie), postuka do drzwi i pójdzie. I wcale to nie dziwne – po prostu boją się chłopy zrobić cokolwiek, by nie odpowiadać prawnie za napaść na bandytę. Jakie prawo, taki porządek. Proste. Dziękuję za uwagę.

sobota, 11 września 2010

W myśl tolerancji kulturowej

Dziewięć lat temu tak Nowym Jorkiem, jak i całym cywilizowanym światem, wstrząsnęła wiadomość o zamachu na dwie wieże, w którym śmierć poniosło około 3 tysiące osób. Wtedy jeszcze o zagrożeniu płynącym z bliskiego wschodu nie myślało się zbyt dużo, bądź problem się jak zwykle bagatelizowało.
Wydarzenia dzisiejsze również spędzają sen z powiek milionów osób na całym świecie. Dowiadujemy się bowiem, że w miejscu tragedii ma powstać meczet. Dziwne to pod wieloma względami. Po pierwsze dlaczego ma tam powstać miejsce modlitwy dla muzułmanów, których „ramię zbrojne” dokonało wspomnianego zamachu? Czyżby po to, by zamydlić oczy i planować kolejny zamach w myśl zasady, że „pod latarnią najciemniej”? Pytanie drugie: kto okazał się tak mądry i wielkoduszny, by zezwolić na taką budowę w „strefie zero”?
Chciała uciec? Dosięgnęło ją prawo.
Pytań w sprawie meczetu na Manhattanie jest wiele, więcej jest jednak wątpliwości. Dziś zezwala się na budowę meczetów i tym samym rozprzestrzenianie się islamu na cały świat podczas, gdy krytykuje się państwa islamskie, w których łamane są prawa człowieka a ukamienowanie jest na porządku dziennym. Afganistan, Somalia, Irak czy Iran. Islamska Turcja szykuje się do wstąpienia w szeregi państw Unii Europejskiej. Strach pomyśleć co będzie za rok, dwa, kiedy to islam stanie się pierwszą co do wielkości religią świata, wedrze się do ośrodków władzy, opanuje urzędy i sądy. Wówczas kobieta będzie bez praw, bo prawo stanowić będzie co dłuższa maczeta a wszelki sprzeciw wobec tej „religii” wyeliminuje się samochodem - pułapką. Mało tego. Taki los spotka wszystkich niewiernych, czyli ludzi utożsamiających się z inną religią. Fundamentaliści (czytaj terroryści) w myśl religii Mahometa próbują „nawracać” świat za pomocą karabinów, bomb, samochodów – pułapek właśnie i innych metod, które prowadzą do końcowego sukcesu i zbawienia... Dlaczego mamy zgadzać się na takie prawo? Bo jesteśmy tolerancyjni? A islam zna pojęcie tolerancji?
Wszystko dąży do tego, że niedługo poznamy na własnej skórze czym jest islam, fundamentalizm i w końcu dżihad. Dziś w krajach arabskich, po ukazaniu się karykatury Mahometa, panuje szał zabijania, palone są flagi obcych państw a na ulicach, co już nie powinno nikogo dziwić, od rana do nocy słychać strzały z karabinów maszynowych wzywające do walki przeciw niewiernym.
Tak będzie wyglądać cywilizowany świat jeśli pozwolimy na rozprzestrzenianie się islamu w naszej kulturze. Ktoś powie, że fundamentalizm to tylko radykalny odłam i nie powinno się wrzucać wszystkich do jednego worka. Cóż. Fundamentalizm swój początek znajduje w islamie, więc pytanie jest jak najbardziej chybione. Władza zdaje się nie widzieć zagrożenia może dlatego, że zagrożone w pierwszej kolejności będą nie elity a zwyczajni, bezbronni obywatele. Dlatego, w myśl tolerancji kulturowej, w kuluarach nie zabiera się głosu, by nie zostać posądzonym o rasizm kulturowy.
W dziewiątą rocznicę zamachów na WTC jakże proste i logiczne wydają się być słowa irlandzkiego filozofa i polityka Edmunda Burke: „jedyną rzeczą jaka jest konieczna, by zło zatriumfowało, jest bierność zwykłych ludzi”.

środa, 1 września 2010

Witaj szkoło – bezstresowa!

Witaj szkoło!

Kończy się już pierwszy dzień szkoły, ten uroczysty, radosny... Radość umiera wraz z nadzieją o kulturę, której w dzisiejszej szkole próżno szukać.
Jeszcze kilkanaście lat temu szkolnictwo, od szkoły podstawowej począwszy, wyglądało zupełnie inaczej. Pamiętam na przykład, jak otrzymałem kilka „ciosów” linijką, dość znacznych rozmiarów za to, że po popołudniowych zajęciach ruchowych, przez okno, wszedłem do łazienki, by napić się wody. Uczyłem się wtedy w szóstej klasie i wiedziałem, że kara jest jak najbardziej zasłużona. Albo za urządzanie gonitwy na przerwach (kiedyśny berek) klęczało się na grochu, aż kolana puchły a jeszcze bardziej twarz ze wstydu.
Tak było kiedyś. Dziś mamy ciężko wypracowany system przez nie tak dawno rządzące w Polsce partie polityczne, zwany „bezstresowym wychowaniem”. Dziś o biciu ucznia nie ma mowy a co więcej – nie można podnieść nań głosu, by ten nie poskarżył się sądowi. Na lekcjach wychowania fizycznego broń Panie Boże nie wolno stosować asekuracji, aby nie zostać posądzonym o molestowanie.
System ma też radosne strony - można przecież do woli kpić z nauczyciela, wsadzać mu kosze na głowy nagrywając przy tym film na komórkę, by „dorobić się” kilkuset komentarzy na You Tube. Można palić, pić, przeklinać jeśli tylko nauczyciel nie złapie... Co z tego, że poczuje zapach tytoniu – nie złapał, nie udowodni! Wreszcie – i tu już słowa do belfrów, którzy mają jeszcze ambicje do nauki języków obcych – można przejść przyśpieszony kurs podczas długiej przerwy, rzadziej na lekcji, chociaż „łacina” na lekcji pod adresem nauczyciela coraz bardziej wchodzi w modę.
Bezstresowe wychowanie ma dać dzieciom więcej swobody, praw (rzadziej obowiązków) a nas – czyli rodziców, wychowawców i nauczycieli – powinno nauczyć takich praktyk, jak: „unikanie odmawiania prośbom dzieci”, czy „akceptacji ich wszystkich poczynań”. Praw dorośli zdaje się już nie mają. Mogą tylko patrzeć, jak ich pociechy dorośleją wychowywane bez krzyku, klepane po główkach i ogólnie rzecz ujmując „róbta, co chceta”.
Tak więc czas przestroić umysły na bezstresowy system szkolny, wykupić jakiś dobry pakiet ubezpieczeń na życie a już na pewno zamówić miejsce w jakimś miłym pensjonacie, w którym – po przejściu na emeryturę, która przecież tak szybko nadejdzie – wyspecjalizowane i dobrze znające się już na takowych przypadkach osoby zrobią wszystko, by nauczyciel w końcu poczuł się bezstresowo. Jeśli oczywiście zdąży...

Najbliżsi proszą o pomoc...

Jakiś czas temu świat obiegła wieść, że Nergal (czyli Adam Darski, lider black metalowego* zespołu Behemoth) jest chory na białaczkę. Straszna nowina, straszna choroba, która jak widać nie wybiera i tym razem padło na kogoś z pierwszych stron gazet.
Oczywiście Nergal w swej chorobie nie jest sam – towarzyszy mu i wspiera kochająca Doda (Dorota Rabczewska), również wielka – i tak samo kontrowersyjna - postać ze świata muzyki, której niedawny apel o pomoc dla narzeczonego (?) wywołał jeszcze większą burzę w mediach, niż sama choroba. Dlaczego? A no dlatego, że w ciągu kilku dni zebrano kilkanaście (jak nie kilkadziesiąt) tysięcy zgłoszeń od ludzi, którzy zaoferowali swój szpik, by uratować życie muzykowi.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie postać samego zainteresowanego, którego znamy między innymi ze spraw sądowych (wygranych zresztą) o znieważenie uczuć religijnych, których miał się dopuścić podczas któregoś z koncertów, gdy podarł Biblię i jej strzępy rozrzucił wśród publiczności.
Wielu sądziło, że Darski w chorobie szybko się nawróci a modlitwa pomoże mu przetrwać te, jakże ciężkie chwile. Nic takiego się nie stało a sam Nergal, na pytanie dlaczego, odpowiedział krótko: „po moim trupie”.
Wróćmy jednak do sprawy szpiku i ogromnego odzewu ze strony ludzi z całej Polski. Pytanie brzmi: czy trzeba być gwiazdą pokroju Dody, by dać szansę wyzdrowienia choremu? Pytanie następne, które nasuwa się praktycznie samo: czy ta rzesza ludzi dobrej woli, oferując swój szpik tak kontrowersyjnej postaci jaką jest Nergal, równie chętnie poddałaby się operacji dla powiedzmy chorych dzieci, o których również głośno przecież w mediach?
Odpowiedź brzmi: nie, bo – jak podawała niedawno któraś ze stacji telewizyjnych – tak wielka liczba dawców zgłosiła się po raz pierwszy i to, jak już wspomniałem, dosłownie w kilka dni po apelu Dody. Wydaje się więc, że małe istoty, przepraszam za wyrażenie będą musiały „obejść się smakiem”, gdyż po prostu nie mają tak wielkiej siły przebicia... Dziwi mnie natomiast jedna rzecz. Mianowicie to, czy dawcami są osoby sympatyzujące z ideologią wyznawaną przez Nergala, czy może to zwykli, prości ludzie? A jeśli to drugie, to czy owi zwykli ludzie to przesłanie znają i mimo to postanowili pomóc, czy może kierują się po prostu dobrem innego człowieka? Bo jeśli znowuż to drugie, to tym bardziej dziwi mnie fakt, że osoba niszcząca Biblię dostała szansę, a bezbronne dziecko nie...
Tak czy siak – Nergalowi, jako po prostu człowiekowi – życzę szybkiego powrotu do zdrowia, wielu sił w walce z chorobą, wsparcia najbliższych i obiecuję modlitwę. Tę chrześcijańską oczywiście...

* black metal – styl muzyczny bazujący na dźwiękach silnie przesterowanych, oraz na szybkim rytmie perkusji, którego wokaliści posługują się niskim, gardłowym, warczącym lub skrzeczącym głosem. W warstwie tekstowej dominują motywy satanistyczne, antychrześcijańskie, pogańskie i okultystyczne. (źródło: Wikipedia)

czwartek, 26 sierpnia 2010

My, kibice!

Kibice, czy pseudo kibice?
Żal patrzeć na wybryki pseudo kibiców na stadionach w Polsce. Bandy "osiłków uzbrojonych w maczety, toporki, noże i kije baseballowe tłumnie ciągną na mecz, bo przecież przyjeżdżają ich rywale, których trzeba - delikatnie mówiąc - nauczyć porządku i pokazać wyższość swojego klubu nad innym. Na dworcach autobusowych chamskie i poniżające godność ludzką okrzyki, w wagonach kolejowych rozróby i pijaństwo. Taki to obraz polskich kibiców, którzy - broń Panie Boże - nie życzą sobie przydomku "pseudo". To oni - wg ich samych - są chlubą polskiej piłki! Śmiech i żal... Nasuwa się pytanie: dlaczego tak się dzieje, dlaczego nikt nie zaprotestuje? A no – odpowiadają rządzący – montowane są kamery, ochrona i służba porządkowa również stoją na straży porządku a „kilku wyrostków” nigdy się nie upilnuje. Sprawa pięknie zamieciona pod dywan, czyli – mówiąc wprost – każdy zrobił co mógł i jest cacy. Tylko dlaczego wychodzą na jaw nowe fakty mówiące a to o zrujnowanych stadionach, bądź też niestety o tzw. „ustawkach” kiboli na polanie leśnej, gdzie zwykle dochodzi do tragedii?
Niezbędnik kibica
Ludzka głupota nie zna granic, o tym już wiemy nie od dziś i o tym też nie będę dziś pisał. Zastanawia mnie tylko fakt dlaczego do tematu się powraca? A no prawdopodobnie dlatego, że polskie prawo jest – jak w większości przypadków – niedołężne. Rozwiązanie wydaje się w sumie proste i logiczne – wyłapać prowodyrów, nałożyć (plus przestrzegać) zakaz stadionowy i po sprawie. Przekształcić zakratowane trybuny, tzw. „żylety”, gdzie zbierają się właśnie ci najbardziej „zagorzali” fani polskiego sportu w ogólnodostępne i odkryte (otwarte) wzorem angielskich stadionów, gdzie nie widać krat wysokich na 10m w górę, które to kraty – u nas, w Polsce - prawdopodobnie tylko motywują „do działania”. Na koniec uprościć procedury interwencji służb porządkowych, w tym policji. Wypadałoby szybko usunąć, najprostszymi środkami tego, czy owego gagatka ze stadionu i w trybie pilnym wystawić „kwitek” na określoną, dość wysoką kwotę za szkody nie tylko w postaci połamanych ławek, koszów na śmieci lecz również te moralne, bo przecież patrzą na to wszystko dzieci. Do tego zakaz wstępu powiedzmy na 5 lat i to wszystko na gorąco, bez zbędnych kruczków i dochodzenia. Podobizna delikwenta w kajdankach na afiszu przy wejściu na obiekt byłaby również dość wysoką karą i przestrogą dla innych. W końcu tych największych złoczyńców powinna spotkać najsurowsza kara. Kara nie więzienia, bo w tych w Polsce od dawna nie ma już miejsca, lecz choćby roboty publiczne. Weźmie taki zamiast pałki łopatę i wykopie kilka rowów pod przyszłą kanalizację, bądź położy (oczywiście po poprzednim przeszkoleniu) nowiutki asfalt na drogę, ewentualnie bardzo się do tego czynu przysłuży. A może odkryje swoje prawdziwe powołanie i maczetę zamieni na narzędzie do zgoła odmiennego przeznaczenia? Ewentualnie wyładuje tylko swoją złość lecz w dobry sposób, bo „ku chwale ojczyzny”.
Myślę, że taki obrót sprawy odstraszyłby niejednego kibola, bo kibicem niestety tych panów nazwać się nie da. Mecze rozgrywać trzeba, kluby po to są, by funkcjonować a nie dlatego, by były zamykane. Kibice, ci prawdziwi, idą na mecz, by kibicować i pomóc wygrać ukochanej drużynie. Dzieci chodzą na mecze, by przyglądać się grze i – pod czujnym okiem rodziców – uczyć się kultury fizycznej. W końcu któreś z nich, w przyszłości też będzie kopać piłkę na jakimś tam poziomie...
Bądź co bądź jakoś nie wierzę w logiczne (i szybkie) rozwiązanie sprawy polskich kibiców. Wierzę natomiast w to, że podczas Euro 2012 świat zaśmieje się z nas po raz kolejny...

piątek, 20 sierpnia 2010

O tym, jak kochamy polską Policję...

Policjant to zawód niezbyt lubiany w naszym kraju. Dlaczego? A to dają mandaty, a to radar nie tu, gdzie trzeba i to jeszcze ukryty gdzieś w krzakach... Jak tak można? Czepiają się byle czego oczywiście tylko nieznajomych, bo kolegów traktują zupełnie inaczej. O naszej sympatii do "niebieskich" możemy poczytać nie tylko na murach i blokach, ale już i na szkolnych ławkach, ścianach, słowem - wszędzie. Dobrze jeszcze, gdy bez błędu... "Ch.W. D. P" i "J.P." pojawia się też na najbardziej "chodliwym" portalu społecznościowym, jakim jest już nie "Nasza - klasa", lecz "nk.pl". Jak zwał, tak zwał.
Na Policję psioczy każdy, lecz - i tu głównie - nie ten, co problem rozumie. Wystarczy, że ktoś krzyknie "J... Policję", by już po chwili krzyczeli to inni nie bardzo rozumiejąc dlaczego? Przykład z dzieciństwa choćby z papierosami: "palę, bo inni palą", "bo nie chcę odstawać od innych, chcę się czuć dobrze w towarzystwie". A co z Policja?

Śmiem twierdzić, że ta - odważę się użyć tego słowa - dzieciarnia wykrzykująca to i owo, nosząca na koszulkach, oby bez błędu napisane, dobrze już znane hasła równie dobrze nosiłaby (czyt. małpowała) za innymi każdą inną frazę nie zastanawiając się dlaczego. Często słyszę w pracy, nie tylko od swoich uczniów, zarzuty wobec mundurowych. Jednak szybko chowają głowę w piasek, gdy przypomnę im nie tak przecież dawną aferę w łódzkim pogotowiu, gdy to sanitariusze uśmiercali pacjentów, by handlować organami. I co - pytam młodzież - "Ch. W. D. L", czy może "J.L." - bo krócej? Konsekwentnie, co wydaje mi się faktem oczywistym, skoro lekarze dopuszczają się czynów gorszych od policjantów, krzycząc te i im podobne hasła przestańmy chodzić do lekarzy! Skoro policjant, dając mandat dostaje tym samym epitet, którego wolę tu nie przytaczać ze względu na czytających to młodych ludzi, to konsekwentnie lekarz uśmiercający pacjenta wydaje się być 100 razy gorszy. Czyli co bojkot? Leczymy się sami? A czy ktoś wyobraził sobie świat bez policji? Wychodzisz ze sklepu, za tobą twój sąsiad, któremu wykupiłeś ostatniego pączka. Sąsiad okazuje się szybszy - dostajesz cios, upadasz i już cię nie ma. Wszystko zgodnie z prawem, bo przecież nie ma policji - nie ma komu tego prawa pilnować. A gdy ktoś w nocy zakłóca spokój krzycząc "j... policję" przyłączasz się i "psioczycie" razem? Czy wolisz pospać spokojnie, by nie zasnąć w pracy nad biurkiem i dzwonisz na policję prosząc serdecznie i uniżenie, by tego i tego jegomościa łaskawie uspokoili? A gdy do twojego domu wejdzie pan w czarnej kominiarce z orężem silniejszym od twojego? Dzwonisz gdzie? Po tych pytaniach młodzież "wychodzi jak na ścięcie".
Idąc dalej co z politykami, którzy - zarabiając fortuny - zabierają biednym i dają sobie, bogatym? W Polsce jest tak a nie inaczej, tu bieda, tam bieda, więc co: j... polityków? Chyba nie, bo przytoczone na wstępie skróty są już zarezerwowane...
Wnioski z tego takie, że społeczeństwo potrzebuje znaleźć kozła ofiarnego, by swą niemoc i frustrację na kimś wyładować. Często zdarza się jednak tak, że negatywne cechy, którymi obdarza się innych, posiadamy sami. Jednak my - jakże by inaczej - tego wydajemy się już nie dostrzegać...

piątek, 13 sierpnia 2010

Palikot, czyli bat na politykę

"No to chlup" (na zdj. J. Palikot)
Tego pana nie trzeba przedstawiać. Janusza Palikota (Platforma Obywatelska) znają nie tylko ci, którzy interesują się polityką. Jedni go lubią, bo jest zabawny,  inni nienawidzą ze względu na "jadowity" język. Słysząc o coraz nowszych pomysłach Palikota zastanawiam się nad swoim do niego stosunkiem i nad tym, do czego ów dąży. Ktoś powie, że jego dziwne metody prowokacji często są dalekie od kultury, jaką powinien reprezentować człowiek na stanowisku posła. Ale czy ten osąd tyczy się wyłącznie Palikota? On fakt - nie kryje się z niczym i mówi prosto z mostu o tym, jak się sprawy mają. A inni? Przykładów nie trzeba daleko szukać, bo przecież Jarosław Kaczyński, podczas kampanii prezydenckiej był jak pluszowa maskotka do przytulania: ciepły, piękny, uczuciowy i zgodny. Dziś widzimy, że była to tylko gra "pod publikę".
Pytam więc, czy Palikot nie ma racji? Czy nie pokazuje on społeczeństwu patologii polskiej polityki? Co do metod zgoda - mogą często budzić żal, czasem wrogość a już na pewno rodzić dyskusje. Ale ów sposób pokazania prawdy trafia do nas jakże dobitnie i ukazuje prawdę i tylko prawdę o niektórych parlamentarzystach.
Tak więc Janusz Palikot potrzebny jest nam bez względu na to, której partii "kibicujemy". Taki bat i zimny prysznic może w naszym "polskim ZOO" zdziałać wiele, lecz na wyniki tej gry politycznej pana Palikota i efekty jego pracy, czyli rezultat końcowy będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.:)

Droga do ME 2012 - grają nasi cz.1

Miejsce polskiej piłki...
Kolejny mecz przegrany (tym razem 0:3 z Kamerunem), kolejna godzina bez strzelonej bramki... Tak prezentuje się gospodarz Mistrzostw Europy, które startują już za 1,5 roku. Kolejny trener, kolejna kadra, kolejne rozczarowania. Powód? Niektórzy sądzą, że to wina trenera. Możliwe. Tylko na kogo stawiać będzie się tym razem? Może José Mourinho? Raczej nie, bo podatki wzrosłyby nagle do 80%. Czyli kto? Inny powód tej parodii to brak zgrania i niski poziom wytrenowania piłkarzy. Dlaczego? A no dlatego, że nie stawia się na polską młodzież. Piłkarza zauważa się, gdy wyróżnia się już będąc dorosłym spośród przeciętnych w jakże "przeciętnej" lidze polskiej. Bo czy można nazwać przeciętną naszą ligę, skoro przegrywa się mecz (patrz Wisła Kraków) z trzecim klubem azerskim?
Takie powody słyszymy w mediach głównie od działaczy PZPN, którzy jak zwykle o sobie zapominają. Taka to nasza polska rzeczywistość. Tym samym przestaję wierzyć, że doczekam czasów, gdy poziom polskiej piłki zbliży się choćby do poziomu reprezentacji Mali a nasza młodzieżówka w końcu wygra z jakże silnym Luksemburgiem... Pozostaje dziękować Bogu za siatkarzy i piłkarzy ręcznych a także prosić Go o to, by w końcu piłka nożna przestała być sportem narodowym.

W sprawie krzyża

"Ręce precz od krzyża"
Zupełnie nie rozumiem ludzi "broniących" krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Niby wierzący, a gwiżdżą na księży. Opłacani przez PiSowców odeszli z pracy, by - za lepsze pieniądze - czepiać się wszystkiego, co z w/w partią nie związane. Chcieli tablicy czy pomnika? Mają czego chcieli - oto jest wymodlona tablica upamiętniająca ofiary tragedii. Teraz, co oczywiste i również związane z partią Kaczyńskiego, dalej trzeba mącić. Więc oto już tablicy nie chcą i "proszą" o pomnik. I absolutnie żadnego księdza, tylko "chociaż arcybiskupa". A może papieża?
Dlaczego władza nie reaguje? A no nie chcą wojny o krzyż, czyli kolejnej wojny polsko - polskiej. Śmieje się z nas cała Europa i świat po raz kolejny zresztą. Polska zawsze była i chyba będzie krajem zacofanym, gdzie nie umie się zapanować nad wrzeszczącą hałastrą.

Zaczynamy

Tylko skoczę zrobić kawę... :O)