Zapraszam również do:

poniedziałek, 20 września 2010

"Znamy się tylko z widzenia..."

Początki „Naszej klasy” były mniej więcej takie: dla części z nas był to doskonały sposób na odnalezienie znajomych z wczesnych lat szkolnych, którzy z czasem rozjechali się po świecie zmieniając często adresy, numery telefonów, nazwiska... Cała reszta społeczeństwa odebrała powstanie owego portalu jako kolejny społecznościowy twór niczym nie różniący się od innych.
Dziś z dawnego portalu nie pozostało nic. Przynależność do szkół i klas schodzi na plan dalszy a liczy się tylko ilość znajomych i zdjęć w galerii – im więcej, tym lepiej. Powstają tzw. „konta fikcyjne” typu „Myszka Miki”, „Miłośnicy zegarków na rękę” i wiele innych dennych, tak dennych jak denne jest społeczeństwo, które je wymyśla i toleruje zapraszając „do znajomych”. Liczy się liczba - im większa, tym lepiej.
Czemu to ma służyć? Inny przykład, bo oto sam – jako użytkownik wciąż mający nadzieję na powrót do korzeni – dostaję zaproszenie od osoby, która chętnie widziałaby mnie wśród swoich znajomych. Nazwisko nic mi nie mówi. Wchodzę na profil i widzę chłopaka, którego od lat mijam ulicą, a z którym w życiu nie zamieniłem ani słowa. Pytam się go (piszę) czy my się rzeczywiście znamy? Odpowiedź: a no pewnie, że się znamy – „znam cię z widzenia”.
Może jestem staroświecki a może nastały takie właśnie „bratnie czasy”, w których przypadkowych przechodniów pozdrawia się już jak w USA „hello”, z tym, że bardziej swojsko i młodzieżowo, czyli „siema”, którego skądinąd na ulicach pełno? Raczej nie, bo przecież dałoby się ten stan odczuć. Jaki więc sens w „posiadaniu” w znajomych na „nk”, których obojętnie mijamy ulicą? Przykład z innej beczki. Od kilku lat w szkole średniej, w której pracuję stykam się (nie tylko ja zresztą) z brakiem kultury ze strony uczniów, od których nie usłyszy się już zwykłego „dzień dobry”. Idący ulicą uczniowie zdają się nie poznawać nie tylko belfrów, z którymi zwykle mają zajęcia. Patrzą się z głupim uśmieszkiem jakby czekali na pierwsze „dzień dobry” od swojego nauczyciela. Pytanie: czy tak właśnie zachowuje się „znajomy”- użytkownik portalu, o którym mowa?
Znajomy to osoba, którą znamy, z którą zamienimy „dwa słowa”, którą pozdrawiamy na ulicy zależnie od wieku, stopnia pokrewieństwa, itd. Tłumacząc to niektórym dociekliwym na „nk” odnoszę wrażenie, że raczej nie dociera i wciąż mnożą się łańcuszki dziwnych anonimowych „znajomych”.
Kończąc chciałbym poruszyć jeszcze kwestię galerii, w której coraz więcej młodych dziewcząt gromadzi zdjęcia wykonane z góry, pod jakimś kątem, które mają wyeksponować „to, czym kobieta oddycha”. No i zaczyna się gonitwa o to, która pokaże więcej. Pewnie ta, którą stać na „ekstra ciuszki” odkrywające więcej niż powinny. I aż się prosi o komentarz i radę za razem – czy nie lepiej po prostu, przepraszam za wyrażenie – wywalić wszystko na wierzch i nie zawracać sobie głowy a to zbyt małym dekoltem, czy zbyt małym kątem, pod którym ustawiono aparat? Bo przecież o to właśnie chodzi, by płeć przeciwna skomentowała jaka to jesteś ładna, jakie piękne „co nieco”, itd. Ładna może i tak a przy tym pusta jak i cała reszta, którą serwują nam nowi właściciele portalu.
W obliczu tejże tragedii, jaką jest „NK - miejsce spotkań”, pozostaje mieć nadzieję na to, że kiedyś powróci to, od czego się zaczęło a znajomi z dawnych, szkolnych lat będą „zawsze pod ręką”.

1 komentarz:

  1. Ach... Nasza-klasa - temat rzeka. Pamiętam, jak długo wzbraniałam się przed kolejną społecznościówką (facebookowi nadal się nie dałam) i jaką radość odczuwałam, gdy po zarejestrowaniu się dostawałam fajne, ciepłe, przyjazne maile od starych znajomych, z którymi kilka lat się nie widziałam. W swojej naiwności myślałam, że jak mnie ktoś zaprasza, to znaczy, że mnie lubi, że kontakt chce utrzymywać. Lampka się zapaliła, kiedy będąc w Kolnie pewnego razu dostałam zaproszenie na nk od jednej laski, a następnego dnia, gdy natknęłam się na nią na ulicy, "cześć" mi zamarło na ustach, bo spotkałam się z obojętnym, chłodnym wręcz spojrzeniem.
    W moim odczuciu to nie jest konkurs na to, kto ilu ma znajomych. Myślę, że to ludzka skłonność do podglądania innych, plotkowania, szukania "temacików", podpatrywania co u kogo się dzieje. Im więcej znajomych, tym więcej się wie. Przecież mówią o nas nie tylko ci, którzy mówią nam "cześć" czy "dzień dobry", prawda?
    A zdjęcia to jeszcze inna sprawa. Pozaglądaj na fotkę czy naszaklasa.blox.pl. 10 prac doktorskich można napisać o uwarunkowaniach skłonności do rozbierania się w necie.
    Będę Cię czytać, Bracie :) Powodzenia i wytrwałości.
    Kasia

    OdpowiedzUsuń