Do napisania tego postu skłoniła mnie pewna sytuacja. Otóż jeszcze przed Świętami spotkałem się z przyjaciółką, która na wolne dni przyjechała z drugiego końca Polski. Z tej racji, że mieszka kawał drogi ode mnie widzimy się tylko w Święta i wakacje. Podczas spotkania opowiedziała mi o tym, że nie dostała rozgrzeszenia od księdza, który ją spowiadał. Zaciekawiony spytałem dlaczego tak się stało, czy wydarzyło się coś poważnego?
Koleżanka (pełnoletnia) od chwili, gdy skończyła studia postanowiła zamieszkać z chłopakiem u jego rodziców, by zaoszczędzić nieco pieniędzy (jest na etapie poszukiwania pracy) na wspólną przyszłość. Oboje są również na etapie kończenia pokoju na poddaszu a za około pół roku zamierzają wziąć ślub. i zamieszkać właśnie na piętrze. Chłopak z kolei pomaga mamie w gospodarstwie a w wolnych chwilach - wspólnie z narzeczoną - krok po kroku "składają" pokój do kupy. Mówiąc krótko do zamieszkania razem zmusiło młodych życie, co jest w tym przypadku proste i logiczne. Wróćmy jednak do spowiedzi.
Koleżanka w kościele spędziła swoje lata młodości służąc a to w scholi, czy oazie, bądź też w innych uroczystościach. Ksiądz spowiednik i proboszcz parafii podczas spowiedzi zapytał jej gdzie się podziewa a słysząc, że dość daleko od domu i mieszka u przyszłego narzeczonego stwierdził, że nie może udzielić rozgrzeszenia właśnie dlatego, że "przed ślubem zamieszkała z chłopakiem a jak wiadomo nie są małżeństwem, śpią razem i wszystko jeszcze zdarzyć się może". Nie pomogły tłumaczenia, że za wynajem stancji płaci się dość sporo a na budowę domu potrzebny każdy grosz. Nie ma ślubu - nie ma rozgrzeszenia. Koleżanka odeszła od konfesjonału i z niesmakiem oraz tysiącami myśli dotrwała do końca Mszy świętej a podczas Świąt nie przystąpiła - zgodnie z wolą księdza - do spowiedzi.
Gdy opowiadała mi o tym czułem, że rosną we mnie emocje i kłębią się tysiące pytań, które wypadałoby zadać nie tylko spowiadającemu przyjaciółkę księdzu. Czy to, że mieszka z chłopakiem, ze swoim narzeczonym, są dorośli i nawet śpią razem dyskwalifikuje ich od przystąpienia do Komunii Świętej? Skoro tak, to czy jej "cudzołóstwo" jest gorszym przewinieniem od cudzołóstwa wśród księży, biskupów, arcybiskupów...? Zrozumieć można, co i tak już dyskwalifikuje duchownego, że ksiądz też człowiek i skoro poznał kobietę, zakochał się, niech złoży sutannę i odejdzie z godnością i zajmie się wychowywaniem swoich dzieci. Ale nie - pieniądze są ważniejsze, zarobki za godzinę pracy księdza (ślub) sięgają zarobków miesięcznych przeciętnego człowieka, więc wszystko jasne.
Ale pytam dalej - skoro jej grzech nie pozwala przystąpić do Komunii Świętej co powiedzieć o pedofilii, o której przecież się mówi (choć niekoniecznie w kościele) a księża, którzy zostali "rozpracowani" przenoszeni są z miejsca na miejsce by uniknąć "rozgłosu". Nic to jednak nie pomaga, bo choroba jest chorobą a nowe otoczenie sprzyja "rozwijaniu się wirusa". Koleżanka nie dostała rozgrzeszenia, nie przystąpiła do Komunii a księżą pedofile nie dość, że Komunię przyjmują, to jeszcze odprawiają Msze święte, głoszą pokorne, pełne miłości kazania, przestrzegają przed grzechem, w końcu spowiadają i awansują coraz wyżej w hierarchii kościelnej.
Tych i podobnych przykładów można wymieniać wiele. Nazwisk również, ale nie o to chodzi. Chodzi tylko o sam fakt, że są gorsi i lepsi, zwykli bliźni i ci chronieni przez urząd, ci, co drzazgę w oczach innych widzą, a belki w swoim oku niestety nie... Szczęść Boże i Bóg zapłać za komentarze.